Najprościej mówiąc, Heniek jest mną, a ja – Heńkiem. Prowadzę tę stronę, ponieważ w roku (prawdopodobnie) 1993 dostałem pod choinkę książkę o zwierzątkach. A potem poszło z górki. Ale po kolei…

Tę książkę czytała mi babcia, a dziadek pokazywał różne albumy przyrodnicze. Wszelkiej maści książek od zawsze było w domu mnóstwo. Po temacie tej pierwszej przyszła kolej na inne zainteresowania: dinozaury, lasy tropikalne, migracje zwierząt, dziedziczenie cech, Internet, fizykę, dzikie zwierzęta, teorię względności, kosmologię, botanikę, starożytność, biochemię. Zapoznałem się z głosem Krystyny Czubówny, z literami i liczbami. Zobaczyłem, że historia to nie zbiór suchych postaci, tylko ludzie z krwi i kości. Biologia to nie bezsensowne wykładanie budowy jakiegoś żyjątka. Matematyka to nie wkuwanie oderwanych od rzeczywistości regułek. Astronomia to nie głupie bujanie w obłokach. Chemia przedstawia podwaliny drobin świata. Przed polszczyzną chylę czoła. Informatyka to nie domena odludnych dziwaków, tylko działająca siła ludzkiej myśli. Geografia przydaje się co drugi krok, choć niekoniecznie to widzimy. W międzyczasie poszedłem do szkoły, która – na szczęście – nie całkiem dała radę wybić mi z głowy te przekonania. A to wszystko, to był tylko początek… Choć może tak naprawdę nadal tkwię w samym początku?

Fascynacja światem

O to właśnie chodzi w pytaniu „na co to komu?”. Pomysł na tę stronę był bowiem taki, aby edukować sensownie.

Aby pomóc dostrzegać sens w nauce pozornie bezsensownych rzeczy.

Aby konkretnie uzasadniać, na co komu potrzebne są rzeczy, które nauczane są w szkołach… ale nie tylko one.

Bowiem każdą drobnostką można się niesamowicie zafascynować. Czy chodzi o naukę nieistniejącego języka, czy o fantazyjne składanie kartek, czy o studiowanie biochemii. W każdym hobby, każdej dziedzinie nauki, każdej gałęzi przemysłu odnaleźć można pewną wiedzę, którą da się po prostu polubić.

A kiedy się coś szczerze polubi, pytanie „na co to komu?” przestaje być potrzebne.

I wtedy okazuje się, że setki godzin, poświęcone tej „drobnostce”, nie były zmarnowane. I właśnie jestem tutaj od tego, aby to uzmysławiać. Stąd mój przydomek:

Heniek Fascynator

Niniejszym samozwańczo przywłaszczam sobie prawo do nadania nowego znaczenia słowu fascynator! To osoba, która zajmuje się zaszczepianiem w innych fascynacji dowolnym tematem. Czyli ja.

A tak na marginesie… Okazało się, że to słowo jest już zajęte i to podwójnie. Raz: fascynator to ozdoba, zakładana na włosy, najczęściej z okazji ślubu lub karnawału. Dwa: to człowiek wywierający urok, człowiek urzekający; czarodziej.

Jeśliby się zastanowić, to nie pełnię żadnej funkcji w społeczeństwie, która czyniłaby mnie kimś wybitnie nadzwyczajnym. Może więc najpierw zadam takie pytanie:

Kim Heniek nie jest?

  • Nie jest astronomem, ale czasem patrzy w gwiazdy.
  • Nie jest botanikiem, ale umie dostrzec liść.
  • Nie jest uczniem, ale ceni uczenie się.
  • Nie jest matematykiem, ale szanuje potęgę tej nauki.
  • Nie jest murarzem, ale docenia wartość cegły.
  • Nie jest polonistą, ale podziwia polszczyznę.
  • Nie jest historykiem, ale uwielbia historie/-ę.
  • Nie jest ninja, ale woli się przedstawiać jako Heniek.
  • Nie jest biologiem, ale biologia go fascynuje.

To na co komu takie zwierzenia?

Aby pokazać, że też jestem człowiekiem, a nie encyklopedią. Nie mam obowiązku być perfekcyjnie ścisły w moim przekazie. Nie chcę też beznamiętnie prezentować tylko suche fakty.

Aby nakreślić cel, do którego dążę, pisząc nacotokomu.pl.

Aby pomachać zza liter do Was, czytelnicy! Mam nadzieję, że skoro to czytacie, to sami też macie w sobie jakąś fascynację cząstką tego świata, którą warto poznawać.

Trzymajcie się!

0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *