Cześć! Pamięta ktoś te chwile, kiedy mierzyło się miejsce na nową szafkę, albo bawiło się taśmą mierniczą, albo skakało w dal na WF-ie? Czasem, jak się jest małym dzieckiem albo geniuszem, może przy takiej okazji przyjść do głowy pytanie: Czemu metr ma metr długości?

Ale serio. Kto się poważnie kiedyś zastanawiał, dlaczego metr ma akurat taką długość, jaką ma? I oczywiście dalej: dlaczego kilo waży tyle, ile waży? Dlaczego minuta, stopień, wat, mają takie, a nie inne wielkości? Ktoś to kiedyś ustalił, „bo tak”, a cały świat się grzecznie posłuchał? To nie są wcale pytania z fizyki!

Jednostki z fizyki, historyjka z historii

Było to tak:

– Zenek, słuchaj, weź chłopaków i wykopcie mi dużą ziemiankę, a przykryjcie ją słomą.

– Ale panie Heńku, jak dużą?

– No… na dwóch chłopa wszerz, długa tak, żeby nogi nie wystawały. Czego nie rozumiesz?! Pomierz se stopami, pięć wszerz i siedem wzdłuż!

Wynalezienie miernictwa, 50 000 r. p. n. e.

Jak widać, dawno już pojawiła się potrzeba dogadania się na temat „jakie coś jest duże”. Oczywiście ludzie nie byliby sobą, gdyby nie zaczęli drążyć tego na inne sposoby: jakie coś jest szybkie? jakie ciężkie? jak jasne? jak długo trwa? jak mocno uderza? I tak dalej, ale roztrząsanie tego zatrzęsienia zostawmy na kiedy indziej.

Prędzej czy później pojawiał się jakiś łebski fachowiec. On ustalał mądrze jakiś wzór, względem którego ferajna odtąd mierzyła.

Ale jak wymyślić dobry wzorzec?

To jest ciężka sprawa! Do mierzenia długości używano łokci, palców, dłoni, stóp. Do dłuższych dystansów w wielu kulturach wymyślono „stajanie”. To taki kawałek drogi, po którego przejściu wypada przystanąć na krótki odpoczynek. Żeby zmierzyć objętość (przydatne przy handlu winem), używano garnców, beczek, stągwi – czyli popularnych naczyń o ustalonym rozmiarze. Dla ważenia używano kamieni lub ziaren zbóż jako wzorów. I nie było tak źle, skoro działało to przez całe tysiąclecia! Każdy fach używał swoich miar, które się wzięły od często używanych narzędzi, na przykład górnicy używali kibla.

Tak, dlatego pozwoliłem sobie na taki suchar w tytule. A co!

I każdy mierzył po swojemu…

Wyżej wymienionych łebskich fachowców było w historii setki, jeśli nie tysiące. Oczywistym było zmajstrowanie miarki długości dokładnie jednej stopy (łokcia, palca, pręta – niepotrzebne skreślić). Tylko trzeba było ją zrobić raz a dobrze. Naprawdę dobrze, żeby później się nie wygięła, starła, odkształciła. Kiedy ktoś wpadł na to, aby ją podzielić równo – wynaleziono linijkę.

Każdy mógł mieć swoją miarę, ale każda z nich mogła być ciut inna. Trudno wszak oczekiwać, że w całej Polsce wszyscy dogadają się i na zawsze zgodzą, jak duże mają być np. beczki. Zawsze znajdą się oszuści, którzy będą wyrabiać je mniejsze, niż pozostali. Ale sprzedawać chcieliby już za cenę pełnowymiarowych beczek (piwa, prochu, kapusty, czegokolwiek). Dlatego każdy handel musiał się wiązać z pewnym zaufaniem do drugiej strony. A i tak należało się liczyć z tym, że wszystkie wymiany są prawie dokładnie uczciwe, bo beczki nie są perfekcyjnie identyczne. Każdy musiał pogodzić się z tym, że raz ciut zyska, raz straci, ale w końcu nie oszukają go aż tak bardzo… dopóki ma się zaufanie i czujność. Bo może okazać się, że baryłki piwa z Poznania są bardzo podobne do baryłek miodu z Gniezna, i w porządku. Ale zarazem beczułki soli z Krakowa mogą być dwa razy mniejsze niż beczułki prochu z Oświęcimia. Wędrowni kupcy musieli to wszystko wiedzieć! Ciężki był ich los.

Potem było coraz trudniej

Dawniej, gdy podróżowano niewiele, a wielki handel był rzadkością, nie była to paląca kwestia. Niemal każde miasteczko mogło mieć jakieś swoje własne wzory miar, które szanowali mieszczanie i wieśniacy z okolic. W końcu za miarkę ręczył jakiś łebski fachowiec, np. najlepszy stolarz w mieście! Tak naprawdę tylko królowie mogli narzucać porządne systemy miar. Ale nie mogło to trwać wiecznie. Na przestrzeni wieków pojawiały się przepisy, które narzucały zarówno konkretne miary, jak i ich kontrolowanie. Podam tylko jeden przykład: Władysław Jagiełło na sejmie w 1423 r. w Warcie ustalił (między innymi) obowiązek kontrolowania miar i wag w miastach przez wojewodów. Fałszowanie miarek mogło przynosić krociowe zyski, więc kary bywały naprawdę drakońskie.

Potem pojawili się gorsi pedanci, niż handlowcy: uczeni. Oni chcieliby pomierzyć jak najdokładniej! Podstawą każdego doświadczenia jest wszak zmierzenie wyniku. Więc drążyli: czy lepiej zrobić miarkę drewnianą, żelazną czy miedzianą? A co, jak odważnik mi zardzewieje? Albo taśma miernicza się rozciągnie? Skąd brać miary, które nigdy się nie zmienią??? Ten temat załatwiono ostatecznie dopiero w 2019 roku! Ale to inna, bardzo doniosła i naukowa opowieść.

Dobra, ale na co to komu?

Nie sposób przecenić, jak ważna jest dobra miara.

Nie da się zaplanować budowy domu bez miary cementu, piasku, zaprawy.

Nie da się uczciwie handlować bez miary towaru i miary pieniądza.

Nie da się sporządzić leku bez miary dawkowania.

Nie da się sensownie pisać do Internetu bez miary wysokości liter na ekranie!

Dobre wzorce miar i metody mierzenia są – bez żadnej przesady – fundamentem cywilizacji. Dlatego rozwijały się wraz z nią! Ale to już cały wór różnych historii o ludzkiej pomysłowości. Tutaj chciałem tylko nakreślić, jak szalenie ważny jest temat prostego zmierzenia.

Hm, nie odpowiedziałem na początkowe pytanie. I dobrze! Bo od prostego metra zaczyna się inna historia.